O nich

by Søren Kierkegaard

Matosek/Niezgoda to nie synteza ani symbioza. „/” to wybór.

W Ich Salonie Projektowym nie usłyszałem nigdy ni jednej nuty z sentymentalnych piosnek o uzupełnianiu się i przeciwieństwach tworzących doskonalszą całość. W ciągu dwóch kolacji (przez Ich rzeczowość mam ochotę rzec: dwóch wizyt) nabrałem całkowitej pewności, że w miłość Paulina i Piotr nie wierzą wcale. O ile wątpienie wyraża rozpacz myśli, to Ich rozpacz wyrażała rozpacz osobowości. Oto powód, dla którego upieram się przy kategorii „wyboru”. Kategorii, która – po tylu przecież latach od spotkań z Matosek/Niezgoda – wciąż jest moim hasłem naczelnym, istotą mojego ujęcia życia, a takowe posiadam, chociaż nie roszczę sobie pretensji do posiadania systemu. Ten duet, wciąż na nowo projektujący się, skutecznie wyleczył mnie z młodzieńczych fantazji o syntezie. Paulina i Piotr dyplomy obronili co prawda z wyróżnieniami, ale dość już dawno, by utracić wszelką wiarę w bliźniego i z pokorą przystać na ten dziwny narcyzm ascetów, pustelników i proroków. Jakżeż zresztą Ci dwoje mieliby uwierzyć w siebie nawzajem? Piotr – zawsze zatracony w zmysłowym bogactwie tego, co Tu Oto. Paulina – rygorystycznie i z precyzją pracująca w żywiole tego, co etyczne, nie z posłuszeństwa jednak, ale by rozpoznać w instytucjach, obyczajach i regułach grację i skuteczność samej siebie. Piotr, świadomość konkretu i Paulina, świadomość całości rzucali sobie pobłażliwe spojrzenia. Ona wybiera, by zawierzyć jemu, on jej – siła tego wyboru, tej wiary i każdego ich projektu płynie jednak ze smutnej mądrości, że pewnym jest się tylko siebie.

Równocześnie, szczególnie obecnie, widzimy przecież ludzi, którzy mają rozpacz w sercu, a jednocześnie przezwyciężają zwątpienie. Tak właśnie działa Matosek/Niezgoda.

Niech świadczą o tym te uwagi, którymi Paulina i Piotr wymienili się pisząc na kawiarnianych serwetkach. Znalazłem pomięte ślady codziennego tańca tego duetu wciśnięte pod filiżankę, nie potrafię jednak ustalić, kto był autorem której uwagi. Sądzę zresztą, że to bez znaczenia. Podaje je więc tutaj – dla ich prawdy i uroku – bez żadnej redakcji:

X: „Wino nie sprawia mi już przyjemności – kieliszek napawa mnie smutkiem, butelka przepełnia melancholią. Moja dusza wydaje się słaba i bezpłodna. Na darmo bodę swe zdrożone boki ostrogami przyjemności. Jej siła uleciała. Musze znów zasiąść nad sketchupem – tak upajającym, jak potrafi być tylko to, co wciąż jeszcze ledwie możliwe!”.

Y: „Nudzę się. To nuda nicości, która przeplata się z egzystencją. Przyprawia mnie o zawrót głowy, oszałamia ta nuda miasta. Nic mnie tak nie ekscytuje, jak nieskończoność błahostek, które się na tą nudę składają. Narzucam im me jarzmo. Zacznij wprowadzać dane do komputera!”.

dr J.S